Powiedzieć, że "Wyrok w Norymberdze" to arcydzieło, to tak jakby nic nie powiedzieć. Potężny,
monumentalny fresk na temat sądów, władzy, odpowiedzialności, sumienia, znaczenia jednostki
w społeczeństwie, istoty całego człowieczeństwa w ogóle. Na dodatek jeden z największych
popisów aktorskich, jakie kiedykolwiek widziałem. Montgomery Clift, Burt Lancaster, Spencer
Tracy, Judy Garland, Marlene Dietrich, a przede wszystkim Maximilian Schell jako obrońca Hans
Rolfe...10/10.
mam to samo!
jestem w szoku, że 1. tak mało ludzi go obejrzało 2. dopiero teraz zdecydowałem się go obejrzeć!
To samo przeżywam teraz z musicalem "My fair lady". Także nie mogę wyjść z podziwu...
Także uwielbiam MFL. Cudowne piosenki, ciekwa fabuła. No i jeszcze genialny Rex Harrison i cudowna Audrey Hepburn.
A mnie trochę się dłużył. Może za dużo dramatów sądowych i filmów o Holokauście już widziałem. "Świadek oskarżenia", "12 gniewnych..." czy nawet nasz "Epilog norymberski" zrobiły na mnie dużo większe wrażenie. W "Wyroku..." chyba było tego moralizowania było trochę za dużo, choć kreacje aktorskie znakomite - doceniam.