jakaś publikacja matematyczna. Żeby ją przenieść na ekran i chociaż spróbować pokazać wielkość bohatera, trzeba by chyba kilkunastu odcinków. A w jednym dwugodzinnym filmie to można tylko strywializować sens dzieła. Druga rzecz, która nie podobała mi się w filmie ale była do obejścia to to amerykańskie "nadęcie", które obserwujemy np. w filmach o heroicznej walce jakiejś drużyny sportowej lub w niektórych filmach katastroficznych.
Trzeba byłoby pomysłu i talentu. Mieli czas w filmie na jakieś sceny i teksty zupełnie z dupy, które nigdy nie miały nawet prawa pojawić się w książce, a zabrakło im czasu na rozwinięcie bohatera. Jestem wściekły po obejrzeniu tego filmu, zwłaszcza, że jestem świeżo po przeczytaniu książki, którą pochłonąłem w jeden dzień. Rozumiem jeszcze, że zabrakło Petera i nie było, ani słowa o intrygach rodzeństwa, o Locke i Demostenesie. Rozumiem, że urwali koniec i nie było Mówcy Umarłych, bo to może być w sequelu. Nie rozumiem, jak mogli tak spartolić szkolenie Endera, jego dojrzewanie jako dowódcy... zdobywanie szacunku... Sens niektórych scen i dialogów został zmieniony, odwrócony o 180 stopni. Ech, szkoda gadać.
Dlatego film dwugodzinny trzeba rozpatrywać w innych kategoriach. Traktować jako oddzielne dzieło. Obejrzałem właśnie po raz drugi, po kilku latach od premiery i muszę powiedzieć, że film nie jest zły. Ma swoje wady, uproszczenia i infantylizmy, ale ma też swoje tempo i melodię. Jest dobrze zagrany i zmontowany. Nie ziewałem i nie irytowałem się.
Powieści z cyklu czytałem wiele lat temu, "Gra Endera" zrobiła na mnie kiedyś duże wrażenie. Też nie była dziełem idealnym, ciężko było kupić pomysł, że 6-letnie dziecko dowodzi armią ludzkości, z psychologicznego punktu widzenia nie trzymało się to kupy, nawet jeśli byśmy założyli, że było to najinteligentniejsze dziecko w historii naszego gatunku. Nasz gatunek ma jednak to do siebie, że jednostka rozwija się, a na rozwój, dojrzałość i mądrość potrzeba doświadczenia, potrzeba lat. 6-letni dzieciak nie ma tylu lat by osiągnąć odpowiednią dojrzałość intelektualną i emocjonalną. Dlatego też nigdy w historii ludzkości żaden 6-latek, choćby nie wiadomo jak inteligentny, nie dowodził armią.
Miał 10 czy 11. Znacznie starszy to on nie był, niemniej moja pomyłka z poprzedniego postu.
Prawie dwukrotnie starszy, ale szanuję za przyznanie omyłki. Rzadka to rzecz wśród tutejszych forumowiczy. Post też czytało się przyjemnie - co prawda ja książki trochę inaczej odebrałem. Moim zdaniem w pierwszej części nie chodziło tylko o wybitną inteligencję dzieci, ale też ich większą brawurę i odwagę. Jest taka koncepcja ludycznego aspektu wojny, czyli wojny noszącej cechy gry - a tutaj ten aspekt został trochę powiedzmy, wyizolowany, dlatego że chłopcy myśleli, że prowadzą grę wojenną, więc byli pozbawieni zahamowań, uprzedzeń, nie myśleli nad konsekwencjami, o zaopatrzeniu, etc. - właściwie nie musieli zajmować się w ogóle strategią, bo za to odpowiadali dorośli, tylko byli wyłącznie taktykami, zajmując się jedynie potyczkami. Tak jakbyśmy mieli do wyboru - utworzyć drużynę graczy CSa z dziesięciolatkow czy dorosłych, przy założeniu, że żadna grupa wcześniej nie miala do czynienia z grami - co byśmy wybrali? Oczywiście temat jak najbardziej do dyskusji. Pozdrawiam!