Zna go niemal każdy niezależnie od tego czy interesuje się kinem, czy nie. Rozśmiesza nas od dobrych kilkunastu lat, a role, w które się w tym czasie wcielił, długo by wymieniać. Nie
Zna go niemal każdy niezależnie od tego czy interesuje się kinem, czy nie. Rozśmiesza nas od dobrych kilkunastu lat, a role, w które się w tym czasie wcielił, długo by wymieniać. Nie bezpodstawnie Eddie Murphy nazywany jest ?królem komedii?. W ostatnim filmie reżyserii Briana Robbinsa pt. ?Norbit? ponownie udowodnił, że wciąż jest w świetnej formie. Tytułowy Norbit da się rozszyfrować na pierwszy rzut oka: niezbyt piękny, mało bystry ? jednym słowem klasyczny frajer-nieudacznik. Jest sierotą, wychowywanym przez pana Wanga w domu dziecka. Tam też poznał swoją najlepszą przyjaciółkę, Kate. Przez długi czas byli nierozłączni, dopóki nie została ona adoptowana. Wtedy osamotnionego Norbita wzięła pod swe skrzydła wojownicza i niepospolicie wielka Rasputia ? jego przyszła małżonka. Był to prawdziwy popis talentu aktorskiego Murphy?ego, który zagrał trzy diametralnie różne postaci. Oprócz chuderlawego ciamajdy Nobita, był również obrzydliwie grubą i mściwą Rasputią oraz zabawnym dziwakiem, Chińczykiem Wangiem. We wszystkich trzech przypadkach spisał się świetnie, ale najciekawiej wypadł w roli starego Wanga. W końcu nieczęsto się zdarza, by murzyn grał Chińczyka i to tak ?oryginalnego?. Reszta aktorów zostaje daleko w tyle za Eddiem. Przydałoby się jednak wspomnieć niewielki występ Cuby Gordinga Jr., który niestety nie mógł się równać z większością znanych i lubianych postaci, które poprzednio stworzył, a także dwóch niezwykle barwnych, epizodycznych bohaterów ? żigolaków. W roli jednego z nich oglądać mogliśmy Eddie?go Griffina. Oglądając film, od razu nasuwa się jego podobieństwo z leciwą już komedią ?Gruby i chudszy?. Nie wpływa na to wyłącznie ilość granych przez Murphy?ego postaci i znaczna różnica tuszy głównych bohaterów. Każdy, kto oglądał obie produkcje, musi przyznać, że łączy je również poczucie humoru. Obcesowe żarty, które z jednej strony bawią do łez, a z drugiej wprawiają w zgorszenie, notorycznie występują w obu filmach. Mimo tego samego stylu są między nimi oczywiście znaczne różnice. W ?Norbicie? dowcipy nie są aż tak sprośne jak w ?Grubym i chudszym?, ale za to scenariusz jest mniej oryginalny. Trudno rozstrzygnąć, która z propozycji jest lepsza, tym bardziej, że nie przepadam za tym typem komedii. Zdecydowanie najlepszą sceną, była ta, w której Rastputia zjeżdża z wodnej zjeżdżalni z prędkością bliską formule 1., czego skutki są dosłownie ?wystrzałowe?. Ta i kilka równie dobrych scen rekompensują drobne braki w scenariuszu, tak jak i świetnie dopasowana muzyka. Jednak oprócz tych paru znakomitych tekstów i sytuacji, pojawia się niestety cała masa oklepanych i nieoryginalnych żartów, momentalnie ściągających na ziemię. Z połączenia tych mocniejszych i trochę słabszych elementów powstała lekka komedia o nieskomplikowanej fabule, dobra na nudny wieczór. Nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród wielu podobnych produkcji, ale mimo to nie odradzam, bo naprawdę można pośmiać.